Dziś Bella z bliźniakami przemówiła mi do rozsądku, że na
bloga mogę wrzucać własne przepisy na spełnianie marzeń. Tak nawiasem to bella są
bellabliźniaki ale jak patrzę na ich właścicielkę to wiem, że jest to Bella z
bliźniakami nieziemsko pozytywnie zwariowanymi.
Jestem osobą niezwykle nieutalentowaną manualnie. I to
całkiem serio. Kiedyś zapragnęłam wyhaftować obrus. Wyhaftowałam – jedyny
szkopuł polegał na tym, że od spodniej strony wszyłam go do spódnicy. I po
obrusie. Pewnego razu doszłam do wniosku, że może jednak wydziergam szalik. Cóż to takiego – każdy potrafi. Mój szalik był jedyny w swoim rodzaju. Na
początku wąski o oczkach tak ciasnych,
że druty trzeszcząc o włóczkę ledwo przechodziły przez oczka dalej rozszerzał
się tak bardzo, że można było w niego palec włożyć na przestrzał.
Przykładów mogę mnożyć wiele i tych komicznych i tych
okropniejszych. I zamiast poświęcać się dalej robótkom ręcznym zaczęłam
kombinować jak spełniać swoje marzenia mając
dwie lewe ręce.
Jednym z moich marzeń była woda w ogrodzie. Oczywiście
musiałam zacząć kombinować jak zbudować basen
przy małych środkach finansowych.
Przeczesywałam w mieście
fontanny, baseny, oczka z rybami i kombinowałam. Dzwoniłam do „baseniarzy”
którzy rzucali cenami tak zawrotnymi, że mogłam zapomnieć w trybie natychmiastowym
o własnym lustrze wody.
Pewnego słonecznego
dnia kiedy siedziałam na poddaszu myśląc z z jakiego materiału wykonać nieckę spadło
na mnie jak grom z jasnego nieba objawienie
– już wiedziałam z czego zrobię własny tani basen. I zamierzałam
natychmiast się z tym podzielić. Moja radość była tak wielka, że
zapomniałam użyć schodów do zejścia i zleciałam jak kłoda w dół odbijając się o
drewniane stopnie. Jednak to nie było dla mnie przeszkodą i ku przerażeniu
światków moich wyczynów dopełzłam do
mojej męskiej połówki, żeby wycharczeć – siatkobeton – zrobimy basen z
siatkobetonu!!
Dziś już z większym spokojem i opanowaniem dzielę się
przepisem na tanie pływanie.
Najtańszym
rozwiązaniem jest wykopana niecka wyłożona folią. Dobre rozwiązanie dla niezdecydowanych.
Dla tych zdecydowanych proponuję basen z siatkobetonu.
Najlepsza byłaby
siatka Rabitza. Do betonu dodajemy specyfiki by beton był odporny na mróz i nie
pił jak ruski pułkownik. W dużym uproszczeniu wygląda to tak:
Mąż, przyjaciel czy
inny nieszczęśnik kopie nieckę – odpowiednio większą niż ostateczne wymiary.
Następnie przytwierdza się siatkę do gruntu kotwami wykonanymi najlepiej przez
tego samego nieszczęśnika. Dalszy etap to nakładanie betonu wysokiej jakości. I
taką czynność powtarzamy jeszcze dwukrotnie.
Aby nie spuszczać
wody na zimę i nie wciskać smętnego wzroku w pustą nieckę a ślizgać się do woli
po własnej ślizgawce nadajemy ścianom naszego basenu łagodne spadki . Jest to
szczególnie ważne by basen był trwały i nie popękał gdy woda zmieni się w lód.
Ponieważ mój basen
był tani zamieniłam dwie pierwsze warstwy siatki Rabitza na dwie warstwy siatki
z płotu sąsiada – za jego zgodą oczywiście .
Basen po latach
trzyma się świetnie. W tym roku zrobiliśmy mu mały lifting i pomalowaliśmy
wstępnie gumą w płynie. Zobaczymy jak zachowa się po zimie i na wiosnę nadamy
właściwy - grafitowy kolor. Teraz razi jasnością.
Basen z siatkobetonu
nawet gdy jest pusty nie zostanie wypchnięty przez wody gruntowe bo jest za
ciężki. Dużą zaletą takiego basenu jest również to, że można go zrobić samemu
bez wyspecjalizowanych drogich ekip. Minusem może być jego odczyn który jest
kwaśny co chyba nie jest wskazane jeśli mają tam pływać rybki zamiast nas,
syrenek zgrabnych i powabnych.
A potem zostaje nam
domek na pompę i filtry, kaskady, strumyki i co kto sobie wymarzy byleby
szemrało coś przy popołudniowej kawce kiedy będziemy machać w wodzie nogami
siedząc na brzegu własnej wody.
Gdy pada deszcz miło jest patrzeć jak krople uderzają o
taflę wody a gdy wieje zimny wiatr trudno oderwać oczy od rozbujanej
chluboczącej powierzchni. Również zimą jest frajda z wody gdy zamarznie i można
się po niej poślizgać. Przy wodzie zawsze coś się dzieje.
Woda w ogrodzi wnosi życie. Migotanie załamanego światła po
liściach drzew, ważki o tęczowych kolorach patrolujące ogród, żaby i ropuchy
śpiewające wieczorem, ptaki przylatujące się napoić oraz plusk wody i śmiech
przy konkursie skoków do wody w pełnym ubraniu.
no wreszcie się odnalazłaś :))). kochana Ty nie dziergaj, haftuj tylko OPISUJ SWOJE PRZEŻYCIA - bo do tego masz talent.pozdrawiam ciepło i mam nadzieję, że nie znikniesz znowu na parę miesięcy :)
OdpowiedzUsuńFajny taki basenik. Tylko podejrzewam że "nieszczęśnikiem" zostałabym ja ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mieć taką wodę w ogrodzie... marzenie. U nas jest ale maleńka, można przy niej posiedzieć, skoki doń niewskazane ;-)
OdpowiedzUsuńFajnie, że już jesteś :-)
OdpowiedzUsuńAch, jak Ci zazdroszczę basenu, myślałam o tym, ale wydawało mi się, że to kosztowna inwestycja.
Wasz basenik jest cudny, i ta roślinność wokół i żyjątka - poprostu rajskie jeziorko!
Pozdrawiam bardzo ciepło!
inwestycja w basen nie jest taka kosztowna jak zakup gotowej plastikowej niecki ze wszystkimi bajerami, mnie w tamtym czasie oczko kosztowało w granicach 3 tysięcy. W tym samym czasie znajomy pobudował basen za 40 tysięcy - więc różnica ogromna.
OdpowiedzUsuńA jak jest ciepło to w piłkę wodną świetnie się gra i w tym basenie za 40 tysięcy jak i za 3 tysiące :))
No nie wierzę! Posłuchałas mnie? No fantastycznie! Pisz, pisz, pisz... :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam te opowieści :)) a zdjęcia -cudowne , pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńBasenu i ogrodu.
A te ropuchy są przecudowne!
I Ty chyba też :)