wtorek, 23 lipca 2013

Letni zastój błogości




Lato w pełni. Kocham to lato jak nic na świecie. W lecie wszystko ulega błogiej stagnacji. Wszystkie nieszczęścia czekają na burą jesień, wielkie zmiany na powiew zimnego wiatru, bo w lecie człowiek zastyga w swoim jestestwie i czuje, że jest, że istnieje. 

Em z początkiem lata przyjechała do domu.  To ciepło i zapach własnej rodziny zahamowało wszystkie objawy. Zdawało by się, że tak będzie zawsze.  

Judyta, ta której boją się starzy kawalerzy a inni mieszkańcy wsi patrzą nieufnie  znów tuła się po stawach i łąkach zbierając zielsko na herbaty i nalewki . Zaraziłam się od niej tą łąkową obsesją.  






 Ja też zrywam zielsko i suszę ale na świecowe wariacje łąkowe. Suszą się więc  wszędzie przemieniając jadalnię w pracownię po której krążą spłoszone, zielone pająki i inni uciekinierzy z łąkowych bukietów.

Nastawiłam  jagodową nalewkę. Całe 5 litrów fioletowego płynu. Myślałby kto – denaturat. 

Nalewka przez lato mieszka na parapecie a potem przeprowadza  się  do małych butelek i znika na  zimę w zmarzniętych brzuchach.

Judyta ma bardziej wyrafinowane nalewki.  Wiele  małych buteleczek pochowanych jest w ciemnych kątach wiejskiej chałupy. Od progu bije zapach tego zielska co je zbiera gdy nadejdzie czas. 
A potem  gdy boli głowa albo żołądek  a nawet gdy pognie reumatyzm to odkręca żółtawą czasem zielonkawą  lub  brązowawą ciecz i leje a to na kolano a to do mojego gardła i do swojego też. Zawsze po naparstku bo mocne cholerstwo aż paszczę wykrzywia. 

Moja nalewka nieco różni się wykonaniem. Jest po prostu bajecznie prosta i dlatego mogę  robić ją hurtem. Niestety również i hurtem schodzi bo kto odmówi jagodówki? Bo ja nie. 


W tamtym roku postanowiłam przygotować  na materiał na herbatę z kwiatów czarnego bzu. Nazrywałam białe talerze kwiatów , zawiesiłam w domu i  pękałam z dumy. Moja pierwsza herbata. Jakoś tak po dwóch dniach dom  ogarnął zapach kociej kuwety. Patrzyłam się z wyrzutem na kocią babcię a kocia babcia patrzyła się z wyrzutem na mnie.  Goście cofali się w progu . Po pewnym czasie do mnie dotarło, że to nie kot jest sprawcą woni zwalającej z kolan a  kwiaty czarnego bzu .  Nie było herbaty na jesień, kot odetchnął z ulgą. 

Latem cały ogród szaleńczo kwitnie. Jest taki dojrzały i wybujały. Przez okna wdzierają się plamy wszystkich możliwych kolorów.  Są róże, fiolety,  pomarańcze, wściekłe żółcie i czerwień jabłek. A po nich ganiają  mrówki, motyle, bzyki i obfite bąki.
Tak chciałabym zachować na zawsze ten letni błogostan.  Tą chwilę gdzie wszystko trwa wiecznie. Gdzie Em w domu się uśmiecha, Judyta cała w komarach zrywa  jakieś chwasty  do nalewki, kocia babcia wygrzewa się na kamieniach u stóp mojej męskiej połówki a ja?.
Ja zamykam oczy, wsiadam na rower i na oślep pedałuję przez morze ciepłych powiewów wiatru i zapachu wody  podglądając tylko jednym okiem czy aby  do rowu nie wjadę.  Kocham takie lato i ten zastój w życiu oblepiony słodką błogością. 

5 komentarzy:

  1. piękne zdjęcia i te świece

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak:)błogi letni zastój:)jak ja go lubię:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Zamknęłaś w tych świecach lato!!!! Idealnie na zimowe ciemne wieczory:):):) Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  4. no to mnie już tylko zapłakać z tęsknoty pozostaje :)))))))))))))po TAKIM tekście ...no .......................... a świece są przepiękne !!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Twojego bloga :) Genialny jest :0

    OdpowiedzUsuń