niedziela, 25 marca 2012

2. Dobry znak








Kiedy w tłumie ludzi na drodze swojego życia odnalazłam swoją męską połówkę pragnienie aby uwić sobie gniazdko urosło do rangi graniczącej z małą obsesją.
Długo szukaliśmy miejsca dla siebie. Miejsca, które by nas zaczarowało i nie chciało puścić.
Co tydzień w soboty i niedziele wsiadaliśmy w samochód i przeczesywaliśmy okoliczne tereny.
I nic.

To co widzieliśmy nie przemawiało do serca, nie ciągnęło za nogi i ręce by zostać choć jedną chwilę dłużej.
Lecz pewnego dnia znaleźliśmy starą mapę ….. a na tej mapie rzekę i stawy, które znikły przy nowszych wydaniach. Wsiedliśmy w samochód, dojechaliśmy do białej plamy na mapie i usiedliśmy w trawie z widokiem na stawy skąpane w słońcu. Nie potrzebowaliśmy słów , wystarczyło jedno spojrzenie by mieć pewność, że oboje znaleźliśmy swoje miejsce na ziemi.


Zamknęłam oczy. Wdychałam zapach tataraków i nagrzanej wody. Ptaki milkły z gorąca. Powietrze przesycone było wilgocią osiadającą ciepłą mgłą na skórze.
Czy to raj ? Czy ja tu jestem naprawdę? Zastanawiałam się głośno. Ale czy w raju mieszkają komary? Czerwony, swędzący bąbel na nodze wyrwał mnie z zamyślenia.
To fakt. Pomimo upału w zakamarkach kryły się krwiożercze bestie, które tylko czekały by uczynić nasze życie jednym wielkim drapaniem.

Panująca duchota i upał powoli i nam dawał się we znaki. Zapadaliśmy w letarg a leniwe myśli o rozkoszach mieszkania w tak cudownym miejscu stawały nam przed oczami.
Czułam, że w tej chwili mogłabym zamieszkać tutaj, w szuwarach nad wodą – nie chciało mi się ruszać z zielonej kryjówki. Powoli jednak przywracałam się do życia i ociągając się zaczęłam wstawać . Niejasno przedarło się do mnie uczucie wilgoci przywierającej do spodni. Wstałam i ze wstrętem stwierdziłam że COŚ się do nich przylepiło. To coś okropnie śmierdziało i jeszcze gorzej wyglądało. Stałam sparaliżowana w dziwacznej pozycji. W jednej chwili opadł ze mnie cały letarg. Mąż przyglądał mi się podejrzanie. Nie rozumiał co się  dzieje i nie pomogły moje znaczące gesty wskazujące brudną plamę
Proszę, zobacz co ja mam na spodniach! – w końcu pisnęłam przerażona
Mąż pochylił się , poskrobał to coś palcem, powąchał i poważnym tonem wydał wyrok.
-To kupa.


Czułam się oblepiona tym paskudztwem. Z obrzydzeniem zsunęłam z siebie spodnie . Kupa wniknęła głęboko w materiał i nawet paniczne pranie w stawie nie dło dobrych rezultatów. Stanęłam więc przed widmem osłonięcia swoich bladych wdzięków dużym bukietem z okolicznego zielska albo……. Zaświtała mi podstępna myśl – zdobędę inne spodnie!


Bez wahania zaczęłam żebrać
–błagam oddaj mi swoje spodnie , chyba nie chcesz aby cała wieś poznała twoją żonę pół nago spacerującą od chaty do chaty. Wywiozą mnie jak kiedyś Jagnę na taczce gnoju. – Widziałam, że bije się z myślami, też nie chciał biegać w samych gatkach. Nie zamierzałam odpuścić posyłając mu najbardziej wyszukane zbolałe spojrzenia i jęki maltretowanej dziewicy zdanej na łaskę rycerza, który na pewno oddał by dla niej życie i oczywiście spodnie.
Mąż zgrzytną zębami ale stanął na wysokości zadania. Błogosławiąc w duchu kobiecą przebiegłość z ulgą podwijałam długie nogawki spodni.


- Będę ci wdzięczna do końca życia za to poświęcenie – wyszeptałam aby go udobruchać. Rzuciłam ostatnie wystudiowane spojrzenie pt. dziewica uratowana możesz być dumny rycerzu, nawet jeśli jesteś bez spodni.
On jednak spojrzał na mnie poważnie i rzekł- Czy wiesz, że kupa to dobry znak? Pamiętasz jak bohaterka filmu „Pod słońcem Toskanii” zdobyła dom? - W myśli zrobiłam przegląd wszystkich filmów z ostatniego roku –
- Nie pamiętasz? Gołąb narobił jej na głowę! A twoja kupa jest niewspółmiernie wielka. To musi oznaczać, że spotka nas duże szczęście. – ścisnął mnie za rękę szepcząc - Jutro tu przyjedziemy znajdziemy dla nas dom.
Byłam zdumiona jego wiarą w znaki ale i mnie udzieliło się uczucie wyczekiwania na cud. Z bijącym sercem ale szczęśliwi i podekscytowani pobiegliśmy do samochodu zakrywając swe wątpliwe wdzięki wielkim bukietem z wysokich traw.