Zdjęcia pochodzą z ostatniej wyprawy.
Trzy dni temu kot otworzył sezon na łapanie żab a my dziś
otworzyliśmy sezon na rowery. Dziś jeszcze założyliśmy nową dętkę bo jesienią
zakończyłam jazdę wielkim kapciem. Co za szczęście być znów na swojej wiosce,
czuć wiatr we włosach i ciepły zapach
stawów. Nigdzie jazda rowerem nie jest taka cudowna, różnorodna i
niespodziewana. Na drewnianym mostku
przywitał nas bóbr a sarny leniwie przecięły nam drogę … ech wiosna, zwierzęta
tracą instynkt ku naszej uciesze.
Jadąc wzdłuż rzeki oglądaliśmy rozlewiska i podtopienia. I
znów musieliśmy się zmagać z jazdą w błocie, podwodnych łąkach i głębokich
łachach piachów. Jazdę po wertepach mamy we krwi. Na ostatniej wyprawie w
wysokie góry dzieci wsi (czyli my) i dzieci miasta ścigały się na rowerach z
czterech tysięcy metrów. Dzieci miasta przodowały
na asfalcie ale kiedy skończył się gładki pasek czarnej nawierzchni i
rozpoczęły się prawdziwe górskie warunki gdzie rzeki zlewały się w jedno z
drogą dzieci wsi były niepokonane a dzieci miasta prowadziły rowery brodząc po
kostki w wodzie.
Wiosna na wsi jest taka słodka, tak głęboko wbija się w
duszę. Tego roku oprócz słodyczy wiosna na naszej wsi ma jeszcze gorzki
smak. Gorycz przewija się przez duszę i
miesza się z pięknem dnia codziennego. Tu
na wsi mam dwie dobre przyjaciółki. Ogień i Wodę. Anioła i Diablicę.
Judytę, którą podejrzewam o to, że jest czarownicą i dziewczynę którą oboje
nazwaliśmy Em jak Miłość. Jak poznałam Judytę kiedyś napisałam. Judyta to
mocna, ciekawa osobowość, takiej jakiej nie spotyka się na co dzień i taka która
każe ci wybierać wszystko albo nic. Jest
kontrowersyjna zabarwiona na intensywne kolory. Przeraża wielu ludzi ale ci
którzy się nie ulękną kochają ją całym sercem. Bo ta diablica tak naprawdę też jest aniołem. Z Em jak
Miłość było całkiem odwrotnie. Była cicha i spokojna. Z początku wydawała nam się małą kałużą wody.
Potrzebowaliśmy naprawdę dużo czasu by odkryć, że jest ogromnym oceanem hipnotyzującym
nas swoim cichym szumem fal. To Em stała się naszym uosobieniem ogniska
domowego, to ona wprowadziła nas do hermetycznego środowiska miejscowych. Em
zaczytywała się w harlekinach i oglądała
seriale o miłości. Co niedziele zapraszała nas na „telewizor” byśmy wszyscy
razem mogli obejrzeć milionowy odcinek Rozlewiska. Jej rodzina nauczyła nas żyć
inaczej, tak zwyczajnie po wiejsku gdzie najważniejsza jest miłość, bezpieczeństwo i ognisko domowe. Zaraziliśmy się od nich ekologią pojmowaną w całkiem inny sposób chyba w ten najprawdziwszy. To Em przygarnęła nas miejscowych i nauczyła wsi.
Teraz Em gaśnie na naszych oczach. To ma być ostatnia wiosna
Em. Mamy plan, może nawet wykonalny.
Wlejemy trochę tej wiosny do jej serca.
Porwiemy ją choć na godzinę ze szpitala i zabierzemy na spacer po lesie.
Szpital jest otoczony cudownym starym drzewostanem i wystarczy zamknąć za sobą drzwi by znaleźć się pod
koroną ogromnego dębu. Oczywiście po drodze jest milion problemów
straszno-medycznych ale dopóki jest życie to można je rozwiązać. Co
dzień czekamy na zielone światło, że piguły zrobiły się mniej czujne i cała akcja będzie w pełni bezpieczna i niezagrażająca zdrowiu.
Już w bagażniku wozimy koce, swetry na wszelki wypadek czapkę by zamaskować Em. Jeśli to ma być jej ostatnia wiosna to niech będzie piękna a najlepiej romantyczna jak w harlekinach bo to jest nasza Em jak Miłość.
Już w bagażniku wozimy koce, swetry na wszelki wypadek czapkę by zamaskować Em. Jeśli to ma być jej ostatnia wiosna to niech będzie piękna a najlepiej romantyczna jak w harlekinach bo to jest nasza Em jak Miłość.
Bardzo mi przykro z powodu Em...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i mam nadzieje że akcja się uda
Sano - bardzo wzruszająca opowieść przeplatana cudnymi zdjęciami - tak bardzo mi przykro ,że gaśnie światło Em ...wierzę ,że się uda Wam przemycić Ją do tego lasu - chociażby po odrobinę siły na dalszą drogę...ściskam ♥
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszająca opowieść o miłości:)Myślę że piguły też znają ten rodzaj miłości i w zmowie z nimi uda Wam się oddać Em tą przyjemność:)Moja Ania młoda,śliczna dziewczyna cztery lata spędziła w szpitalach ,klinikach,i właściwie żegnała się z nami,a my każdego dnia graliśmy przed nią spektakl pt:ŻYCIE:)na przemian wyrywaliśmy ją gdzie się dało,więc była w górach,nad morzem,chodziła do kina ,teatru,na koncerty,nawet zabrałam ją na zlot deccorii do Krakowa,z kulami,wychudzoną ale żywą:))Dziś wiem,że to było najlepsze co mogliśmy dla niej robić,żeby ona sama również podjęła walkę o życie i ją wygrała.Lekarze mówią ,że jej wyzdrowienie to cud.Po chorobie została mała ułomność w chodzeniu,ale poza tym jest nadal świetną zdrową dziewczyną.Tak ,że warto podejmować poza medyczne działania wyciągania chorego z marazmu szpitali:))Sorki,że Ci to opisałam,ale to Twój wpis wyrwał ze mnie te odczucia:)pozdrawiam cieplutko i życzę cudu dla EM I WAS:)))
OdpowiedzUsuńdzięki dziewczyny, bożenas ja też wierzę że ta wiosna może trwać znacznie dłużej właśnie dzięki miłości jej rodziny i może właśnie takim spacerom które pozwolą jej odetchnąć innym powietrzem i życiem.
OdpowiedzUsuńNiech ta wiosna dla Em trwa całą wieczność. Zadbajcie o to!
OdpowiedzUsuń