W międzyczasie między życiem a niebytem wpadliśmy znów w tryb remontowy. Skierowaliśmy skomasowany atak na
łazienkę. Wiedzieliśmy, że będzie trudno ale nie aż tak. Spiętrzyło się nam wiele trudności mimo, że
tak długo się do tego przygotowywaliśmy. Postanowiliśmy trochę zaoszczędzić na
jednym by dołożyć do drugiego. Sami odarliśmy ścianę do gołego drewna,
wykorzystaliśmy wszelkie materiały, które zostały po budowie i kupiliśmy drewniany
dom na bale za całe tysiąc złotych. To
nasz materiał na meble, ramę lustra i obudowę wanny a może i na przyszłą szafę.
Zamówiliśmy ręcznie robione kafle by ich bogactwo i niepowtarzalność
wynagrodziły nam brak okna w łazience. Teraz zamiast ogrodu będziemy widzieć
mieniącą się wodę czy raczej rafę koralową.

Kiedyś, kiedyś jak usiłowałam skończyć szkołę
fotograficzną postanowiłam, że będę robić
rękodzieło. Znalazłam
pomysł na siebie, wyrobiłam
odpowiednie certyfikaty i oddawałam dzieła swe wielkopomne do galerii i cepelii.
Jak dziś pamiętam jak przyjaciele czy znajomi przychodzili do mnie i kupowali
moje wyroby.
To ratowało mnie finansowo
bo galerie płaciły
po
kilku miesiącach. W tedy też właśnie
obiecałam sobie, że odwdzięczę się im za to co dla mnie zrobili. Pomogli mi
ukończyć szkołę.

Dziś
staram się
kupować rękodzieło. Ma ono magię bo człowiek , które
je zrobił włożył w nie marzenia i serce.
Wiem że
nabywając takie małe dzieło sztuki wspieram rozwój artysty tak jak moi
przyjaciele wspierali mnie. Gdy pewnego razu odkryłam
ręcznie lepione kafle zakochałam się w nich na
zabój. Każdy kafel to wszechświat tworzony z pasją.
Mam
nadzieję, że uda mi się stworzyć
oprawę
do tego wszechświata godną urody kafli.
Dziś jednak przyszedł sądny dzień remotu. Choć to jeszcze
nie koniec to nic już nie będzie trudniejsze. Kafle już położone. Pominę glazurniczy zgrzyt zębów na
tą robotę. Stolarz jednak lekko się załamał bo jak żyje „kornikiem do góry” jeszcze mebli nie robił.
Dziś właśnie dowiózł ramę do lustra
ze 150 kilo wagi.
Ja latałam
z obłędem w oczach i nasilającym się PMS.
We trójkę wtaszczyliśmy tą dziadowską ramę a
ja klnąc w żywy kamień wyrzucałam sobie swoje
pomysły na łazienkę które komplikują życie. Na
pomoc wezwaliśmy hydraulika
bo chłopak
młody i pakuje na siłowni to po co ma
przerzucać powietrze niech sobie lusterko potrzyma.
Cudem i hydraulikiem wszystko udało się
zrobić.
PMS zszarpał mi nerwy a rama
lustra kręgosłup.
Od dziś może być tylko
lepiej.
Będzie co opijać na parapetówie
bo już dzwonią telefony z pytaniem na kiedy.