wtorek, 1 maja 2012

I. Z CYKLU "WSIOWE AKTUALNOŚCI" Rumaki dwukołowe i czterokopytne


Korzystając z tak pięknej pogody i obezwładniającego słońca wyciągnęłam mój rower spod wiaty by oddać się największej przyjemności jaką jest wiatr we włosach targanych na leśnych i polnych ścieżkach.

Skierowałam się wprost do parku hrabiego założonego w stylu angielskim. Park ten pozostał dziki do dziś i to cud że nadal jest ukryty przed wzrokiem setek ludzi. Przecinają go rozliczne zabytkowe rowy melioracyjne, tu i ówdzie napotykam małe oczka wodne i piękną rzeczkę, która daje życie wielu zwierzętom. Jadąc rowerem jestem pewna, że nie ma tu nikogo. Nad głową szumią mi stare dęby i zabójczo pachnie czeremcha. Czy to nie ciekawe, że czeremcha zwana jest u mnie na wsi pocipa? Zwalniam się by dobrze się jej przyjrzeć. Pocipa, pocipa…. Białe kwiaty zebrane w grona bardziej przypominają falliczny kształt. Skąd te porównanie? Zagadka nie do rozwiązania, no chyba, że zbiorę się na odwagę i popytam najstarszych we wsi.
Jadę dalej zmieniając zapach czeremchy na intensywną woń szpilek sosnowych. Zatrzymuję się na zdjęcia i ujarzmiam obraz i wrażenia na kilku milionach pikseli. Aparat ciąży mi w ręce. Dwa kilogramy metalowego szczęścia ze szklanymi soczewkami wyrabiają we mnie rękę tenisisty. Ja wszystko muszę mieć stalowe, solidne i „sanoodporne”. Taki mój urok. Jeśli coś da się zepsuć ta ja to zepsuję i to szybciej niż producent przewiduje. Tak więc jeśli aparat to z metalową obudową jeśli rower to taki żeby pedał ani kierownica nie miała prawa odpaść podczas jazdy po wydmach i w lesie.


Z rozmyślań o sanoodpornych przedmiotach wyrwało mnie wrażenie, że mój rumak na dwóch kółkach sprawia wrażenie zaniepokojonego. Wzmogłam czujność. Coś było nie tak. Chciałam przyhamować by dokładniej przyjrzeć się rowerowi lecz nie znalazłam hamulców w miejscu w którym zawsze się znajdowały. Osłupiała zaryłam nogami tracąc prędkość i ze zdziwieniem stwierdziłam że owszem hamulce są ale po wewnętrznej stronie kierownicy.
Jak można było przewidzieć jechałam z kierownicą odwróconą o 180 stopni. Pobłogosławiłam w duchu sanoodporny rower, który jeździł bez względu na kierunek wywiniętej kierownicy i skierowałam się w stronę stawów.
Nie minęły minuty jak z za zakrętu wyłoniły się dwa piękne osiodłane i przerażone rumaki. Jeźdźców nie było a konie pędziły wprost na mnie. Uskoczyłam do rowu śledząc je wzrokiem, aż upewniłam się pędzą w stronę stadniny. Jeźdźcy  musieli zostać zrzuceni . Z bijącym sercem uświadomiłam sobie, że sama będę musiała ich szukać.Ale gdzie? Teren jest ogromny a w pobliżu nie ma nikogo do pomocy. Przed oczami przemknęły mi wizje połamanych rąk i nóg.



 W myślach zrobiłam przegląd wiadomości z udzielenia pierwszej pomocy i ruszyłam na poszukiwanie jeźdźców . Tak, tak te rumaki czterokopytnie na pewno nie byłyby sanoodporne. Jak oszalała pędziłam po groblach między stawami szukając żywej duszy i nic. Liczyłam minuty od możliwego upadki i wiedziałam, że może zostać mi coraz mniej czasu by ich całych odnaleźdź. Żar miażdżył mi czaszkę, piach pod kołami utrudniał poruszanie i jazdę zamieniał w mękę. W pewnym momencie zlana potem z przekrwionymi oczami zarejestrowałam ruch na końcu ostatniego stawu. Jakieś dwa czarne bliżej nieokreślone kształty chwiejnym ruchem przemieszczały się wzdłuż brzegu. Na trzęsących się nogach resztkami sił popędziłam tam moim dwukołowym rumakiem i znalazłam ! Chłopak z drobną dziewczyną kuśtykając podtrzymywali się nawzajem. Byli poturbowani, diabelnie brudni ale przynajmniej niepołamani. Sądząc po ich smoliście czarnych twarzach i rękach wpadli na wypalane skarpy grobli.


Poczułam ulgę. Jeźdźcy też kiedy dowiedzieli się , że konie wróciły do stadniny.
Świat od razu mi pojaśniał i znów lekkość wróciła do serca. Żadnej krwi, żadnych kości na wierzchu tylko śpiew ptaków, słonko i czasem pojękiwanie potłuczonego jeźdźca.





6 komentarzy:

  1. hihihi...taa,więc przyznam się od razu!!!myślałam,że jeźdźcy gdzieś sobie polegują tetate..pod jakowąś popipą:))))))a ty ich tam nakryjesz!!!!POzdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  2. No i jestem u Ciebie.
    Buziaki
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  3. ha ha ale bym się uśmiała jakbym zamiast poturbowańców znalazła pod tą pocipą polegującą parę dżokejów :))

    OdpowiedzUsuń
  4. ale historyjka , oczami wyobrażni widziałam ciebie w akcji ....:))) pozdrawiam z daleka

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj Ty to chyba masz magnes na przygody:)))))ale opowiedziane z taką swadą,że mimo grozy się uśmiałam:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajrzałam po dłuższej nieobecności, prawdę mówiąc bez większej nadziei, lecz to Twojej historii byłam ciekawa w środku nocy. Dziękuję Ci więc, że mogłam przeczytać - zobaczyć Twój park, poczuć czeremchę i zatęsknić za lasem - choć rozstałam się z nim kilka godzin temu.
    Pozdrawiam Cię serdecznie
    Adrianna

    OdpowiedzUsuń