sobota, 12 maja 2012

4. BUJAJ SIĘ, BUJAJ!!



Czuliśmy, że jesteśmy szczęściarzami. Ale to szczęście wyglądało inaczej niż to, którego się spodziewaliśmy.
Minęło trochę czasu i nie znaleźliśmy miejsca na swoje wymarzone gniazdko. Posępnieliśmy z dnia na dzień.
Lato zaczynało przemijać. Bociany zbierały się w sejmiki by wspólnie ucztować przy stole zasłanym żabami. Po twarzy łaskotały nas długie nitki babiego lata a rosa na trawach moczyła buty.


Tego dnia przyjechaliśmy na stawy gdy słońce kładło się długimi promieniami na wodzie, a wieczorne cienie drzew kryły w sobie tysiące komarów czekających na zmierzch.
Chcieliśmy zobaczyć jedynie zachód słońca i spokojnie pomyśleć co dalej.
Już mieliśmy oddać się błogiej nostalgii gdy zza krzaków wyłoniły się trzy wielkie, łaciate krowy. Zawsze czułam respekt do swojskich, rodzimych krasul. Bijąca z oczu łagodność stworzeń nie była w stanie pokonać obaw jakie wzbudzałynwe mnie rozmiary krów i ich cztery kopytka oraz para rogów.  Zerwałam się na równe nogi .


- Stóóój, stóóój – zakrzykną idący za krowami niepozorny staruszek,
- muuuuuu -odpowiedziała mu jedna z okazałych krasul.


- Dobry wieczór zakrzyknął do nas dziadek.
- Dobry wieczór – zgodnie odkrzyknęliśmy.

Hordy ptaków zerwały się z pobliskich krzewów ćwicząc skrzydła przed odlotem. Jazgot tysiąca dziobów i gardeł zagłuszył wszystkie powitalne słowa. Dziadek z uśmiechem wskazał na czarną skrzydlatą chmurę

- Jesień idzie – wrzasną a my pokiwaliśmy głowami czekając, aż ptaki obsiądą pobliskie drzewko, które niebezpiecznie ruszało się pod ich ciężarem.
- I tak nadchodzi kolejna jesień i kolejna zima i zanim człowiek się obejrzy przygniata go kolejny krzyżyk.- westchnął dziadek a jego oczy powędrowały daleko za horyzont pełen wody. Spojrzeliśmy za nim w dal.Melancholia w sercu nam zagrała. I pewnie byśmy się w niej utopili gdyby nie wielki uśmiech dziadka ukazujący mocno już zużyty komplet zębów i parę błękitnych wesołych oczu.
- Dopóki człowiek przebiera nogami i rusza rękami to nie powinien się nigdy smucić.





Ja mam tu krówki a w stajni konika. Zawsze jest co robić. Wszystko to dla dzieci. Mleko się sprzeda, konikiem pole zaorze. Kurki jajka zniosą i żyje się. Niczego nie brakuje.

Jak byłem młody to pracować chodziliśmy do hrabiego. O! Wszystko co tu widzicie było jego. I pola i łąki a nawet lasy. Po kwit się chodziło by nazbierać jagód. A więcej niż na kwicie pisało zebrać nie można było bo sprawdzano i zabierano wszystko. Te stawy – wskazał ręką
szeroki okrąg – to też hrabiowskie. Hrabia założył hodowle. Groble my sami sypali bo tu nic  nie było. Wiele osób pracę miało.... - westchnął -  Ale panien z okolicy to nikt nie chciał. Mogła być ładna, taka co oka nie można oderwać i żaden w żeniaczkę do niej nie poszedł. Bo biedna - ot co! Gospodarstw innych niż hrabiowskich tu nie było. Żadna ziemi nie miała to matki chłopaków pilnowały aby do dziewczyny z okolic nie przychodzili. Tak kiedyś było.
A jak były zabawy to dziewczęta szły na bosaka, buty w rękach nosiły bo szkoda było zakładać. Dopiero o właśnie tutaj w rzece się myły i trzewiki zakładały.
Słuchaliśmy jak urzeczeni. Tyle razy tu przyjeżdżaliśmy i nie mieliśmy pojęcia jakie historje kryją  stawy, lasy i łąki. Jakie splątane są losy i pamięć ludzka, która wiąże los człowieka z ziemią.

Dziadek przyglądał się nam uważnie. Widać przypadliśmy mu do gustu  bo z jego twarzy dawno zniknęła cała rezerwa przeznaczona dla obcych wyłaniających się z szuwarów. My dziadka też z miejsca pokochaliśmy za jego optymizm i za uśmiech,  jawił się nam niczym Anioł Stróż. W tej chwili uosabiał dla nas całą społeczność wiejską w promieniu kilku kilometrów.

Zwierzyliśmy się dziadkowi z planów zamieszkania w tej pięknej, hrabiowskiej wsi. Częściowo liczyliśmy na jego akceptację a częściowo na to, że będzie nieocenionym źródłem wiadomości lokalnych i wskaże nam kierunek poszukiwań przyszłego domu.
Spotkanie to okazało się dla nas darem od losu . Dziadek Anioł Stróż - bo tak zaczęliśmy go nazywać wziął nas pod swoje opiekuńcze skrzydła i poprowadził tam gdzie dotąd nie stanęła jeszcze nasza stopa.
-Zaraz coś wymyślimy – stwierdził – szukacie starego domu do
remontu, tak?
- Tak- szybko pokiwaliśmy głowami. Szukaliśmy domu z historią i duszą. Starego bo zakochaliśmy się w małych kamiennych domostwach zamieszkanych od stuleci a do remontu to dlatego, że na nic innego nas stać nie było. Byliśmy optymistami. Nam wystarczyły cztery ściany i dach, który nie przeciekał. Resztę mogliśmy zrobić sami.
- No to chodźcie za mną.- dziadek wskazał odległy  kraniec stawów- zaprowadzę krowy i pokażę wam Mietkowy dom. Jest stary i sam Mieciu się w nim wychował. Budował go jeszcze jego ojciec.

Nagły zwrot akcji przywrócił nam krążenie w ciele. Emocje i nadzieja rozsadzały głowy. Czuliśmy się naprawdę szczęśliwi.

- Gotowi? – dziadek spojrzał na nas bystro
- Gotowi! – odpowiedzieliśmy chórem
- No to - zakrzyknął do krów - bujaj się bujaj do łobory !!!

Dziadkowe krowy usłyszawszy komędę bujaj się bujaj w jednej chwili zmieniły się w żwawe muczące bestje sprawnie przeskakujące rowy i strumienie .

A za krowami i za dziadkiem ledwo nadążając i ślizgając się w błocie gnaliśmy i my. Brakowało nam tchu ze śmiechu gdy  skakaliśmy jak łanie w miejskich bucikach pokrzykując wraz z dziadkiem „bujaj się bujaj”, „do łobory się bujaj” !.

.

7 komentarzy:

  1. Ciekawa jestem dalszego ciągu tej historii, mam nadzieję ,że nie za długo ... będziemy czekać na cd.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe opisy! Bardzo humorystycznie postrzegasz rzeczywistość:)Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sano:))cudna opowieśc:)))czekam na cd:))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Sano zapraszam do odbioru serduszka na moim blogu:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam z przyjemnością, miła historia, czekam na dalszy ciąg.
    Piękne zdjęcia, przywołują bardzo miłe wspomnienia.
    Pozdrawiam z Łąkowa!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie no ja zostaję . Pięknie piszesz. Czekam na cd. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń