poniedziałek, 9 stycznia 2012



Mój dom to miejsce z którego z radością wyruszam w podróż i do którego pragnę wrócić.






     Jedni rodzą się z marzeniami o własnym domu inni je nabywają.  
Ja swoje właśnie nabyłam i to dość niespodziewanie. Podróżując gdzie się da i sypiając gdzie popadnie byłam najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Pogodzona z padającym na twarz deszczem, słońcem palącym skórę i szronem zastygającym na włosach czułam, że jestem we właściwym miejscu mojego życia .  
     Pragnienie aby mieć dom choć było tak nierzeczywiste to jednak dopadło mnie i zaważyło na dalszym życiu.  
Właśnie tego dnia zawędrowałam do małej wioseczki rodem ze średniowiecza. Słońce chowało się za horyzont a skwar nie chciał odejść. Nagrzane kamienne uliczki, domy i mury buchały skumulowanym ciepłem. Czułam się jak kurczak upieczony na rożnie i jedynym moim marzeniem było znaleźć ciche i bezpieczne miejsce na nocleg.  

     
      Zmęczona i głodna idąc tak noga za nogą z plecakiem, który stał się częścią mojego ciała wyszłam wąskim traktem za wieś. Chłód łąk orzeźwiał ciało jak najlepsze wino. Znów mogłam oddychać swobodnie. 
W dali na szarzejącym niebie majaczyło małe małe światełko, taka latarnia wśród pól zamiast morza. Zbliżając się do niej z począł wyłaniać się najpierw zarys a potem cały kształt domu. Był to stary, wrośnięty w ziemię dom z kamienia trawionego mchami i żółtymi porostami. Od góry do dołu był oblepiony kwiatami, które wspinały się po ścianach i spływały z doniczek ustawionych na parapetach. Podeszłam bliżej i zobaczyłam ogród a w nim stół nakryty niebieskim obrusem w dużą kratę, lampę naftową i ćmy szalejące dookoła. Przez moment zastanawiałam się czy lokalne wino nie spłatało mi figla i bajkowy obraz nie okaże się ułudą.  
     Dłuższą chwilę chłonęłam niezwykłą atmosferę i czułam się coraz bardziej zaczarowana. A może byłam odurzona wonią ziół i kolacji szykowanej gdzieś w czeluściach domostwa. Och jaka poczułam się w tedy głodna. Trudno mi nawet powiedzieć co bardziej przykuwało moją uwagę czy urok kamiennej rezydencji czy też aromaty tych smaczności, które stawały mi przed oczami.
Stojąc tam jak E.T. zaglądałam do okien. Stopniowo ogarniała mnie dziwna tęsknota za przystanią pełną światła, spokoju i dobrobytu.
Zapragnęłam choć raz poczuć jak to jest być od zawsze w tym starym domu i przekroczyć magiczny próg ogrodu. Z tego błogiego letargu wyrwały mnie dwie pomarszczone łyse głowy, które jednocześnie wychyliły się z okien.  
“Dobry wieczór” zawołałam trochę spłoszona tym przyłapaniem na podglądaniu. Widząc jeszcze lekko podejrzliwe spojrzenia pomachałam zamaszyście dziadkom. I znów w tym samym momencie dwa serdeczne uśmiechy rozciągnęły się na policzkach. 
Ten widok głęboko wrył mi się w serce w którym wykiełkowała tęsknota. Odeszłam jednak by znaleźć miejsce na nocleg i nie zakłócać tego sielankowego spokoju dziadków.  
     Rozłożyłam śpiwór i rzuciłam się na trawę zaliczając kolejną nocną randkę z naturą. Zasypiając otulona śpiworem i lekką mgłą w marzeniach siedziałam przy stole, wdychałam zapachy ziół i kolacji o którą upominał się brzuch. Tej nocy obiecałam sobie, że zrobię wiele aby spełnić marzenie o prawdziwym domu.


     Rankiem jak co dzień budziło mnie słońce i wielkie mrówki. W półśnie czułam łagodny miękki dotyk po włosach. Otworzyłam leniwie oczy i z dzikim wrzaskiem wyskoczyłam ze śpiwora. Nad moją głową wisiała całkiem sympatyczna paszcza owcy, która jednak przyprawiła mnie o zawał serca.



     Gdy udało mi się otrząsnąć po porannych perypetiach założyłam plecak i obierałam nowy kurs w swojej przygodzie zwanej życiem. Kurs na własny dom.






11 komentarzy:

  1. Czadowe klimaty %)

    OdpowiedzUsuń
  2. No wreszcie ruszyłaś ....;) Fantastycznie! Piszesz świetnie, zdjęcia rewelacja, dawaj czadu dziewczyno! Jak tylko będę pisała następnego posta to zaraz dam namiary na Ciebie, więc do roboty! Czyta się Ciebie z taką przyjemnością, że MUSISZ pisać!!!! Mianuję się samozwańczą matka chrzestną tego bloga:))) I błagam, nie pisz mi tu, że się zmęczyłaś, bo ja jestem kompletny antytalent komputerowy, a jakoś skleciłam tego swojego bloga, więc dasz radę.Początki są czasem wkurzające, ale potem idzie gładko:)
    Witaj więc w kolejnym babskim światku:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co ja widzę, jednak strzeliłaś sobie bloga! Masz teraz miejsce, gdzie będziesz mogła pisać o swoich wszystkich wyprawach. Życzę coby Ci gładko szło, ooooo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak wrócę od Czerwonych Kmerów w innej postaci niż balast w worku foliowym koloru czarnego no napiszę :)
    Za 4 godzinki wyruszam i już się cieszę.

    OdpowiedzUsuń
  5. TAAA.TROCHE MI SIE WZIĘŁO NA WSPOMNIENIA..JAK TO U MNIE ZACZĄŁ KIEŁKOWAĆ POMYSŁ ...POMYSŁ MOJEGO DOMU.....

    OdpowiedzUsuń
  6. Życzę Ci aby twoje marzenia się spełniły...

    OdpowiedzUsuń
  7. witaj Sana :-) jak nie deccoria to blog hahhahahha ciesze sie ze utworzylas go bo pieknie piszesz, bajeczne zdjecia robisz, bede zagladac:-)

    OdpowiedzUsuń
  8. ...hej Sana super ,że założyłaś bloga ... pozdrowienia z Dubaju :)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Co prawda zaczęłam od końca,ale początek świetny:)))pięknie opisałaś dorastanie :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. pięknie tu u Ciebie
    zaczytałam się, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń